Pojechali, zmarzli, postrzelali,wypili i wrócili. A i jeszcze za darmo autostradą wrócili bo korek był. Tak w wielkim skrócie wyglądał nasz sylwester, już można lecieć do zdjęć (a kto chce zmarznąć niech czyta dalej.)
Droga do Zakopanego przebiegła bez żadnych udziwnień i dodatków ekstremalnych, nawet Zakopianka była podejrzanie pusta. Chyba większość narodu przyjechała na święta i została aż do Nowego Roku.
Po odczekaniu kilku radosnych godzin na kierownika wycieczki (bo zaginął w górach) rozwaliliśmy się w pensjonacie na Gubałówce, niedaleko słynnej kolejki. Mieszkanie tam ma swoje plusy, do których należą piękny widok, brak smogu i spokój ; oraz minusy, wszędzie jest daleko.
Ale za to widok z okna jest taki:
Albo taki:
A po wyjściu z pensjonatu cieszymy się tym:
I tym:
Po uzupełnieniu pokarmów i płynów, rozerwaliśmy się spacerkiem na punkt widokowy, z którego mogliśmy podziwiać fajerwerki. O mało włos rozerwalibyśmy się dodatkowo bo jakiś cep puścił fajerwerk w tłum a miejscowi skoczyli obijać ryje stojącym wokół. W zimnie i ciemnościach stwierdziłam, że łatwiej wchodzi się pod górę niż schodzi, zwłaszcza gdy taszczy się tobół średnio zdolny do samodzielnego przebierania nogami. Przy okazji zbaraniałam widząc, że biznes oscypkowy i gadżetowy kwitnie tu nawet o drugiej w nocy.
Fajerwerki na zdjęciach wyszły średnio, w czasie ich największego natężenia ktoś zapalił czerwone race i nic nie widzieliśmy.
Za to rankiem (o dziwo wszyscy żyli, nikt nie zaginął), przyszedł czas na spacer. Bywając na koncertach czy festiwalach myślałam,że wiem co to TŁUM. A jednak moje doświadczenie wzbogaciło się o ludzką zbieraninę w Zakopanem. Nasi znajomi zostali zmuszeni do stołowania się w McDonaldzie gdyż tylko tam były miejsca, w knajpach czekało się średnio 30 minut na samo wejście. Przechytrzyliśmy system zabierając obiady z domu. Brawo TY, brawo ja.
Spacery ograniczyliśmy do minimum bo nawet nas dobijał dwudziestostopniowy mróz. Tymczasem akumulator od auta dogrzewał się pod kocykiem i dobrze mu to zrobiło, rano odpalił bez problemu.
Widok ze stacji kolejki na Gubałówce |
Giewont z Gubałówki |
Typowy kramik z gadżetami:
Wejście na Krupówki, już widać dzikie tłumy.
Za to ja poszłam tam gdzie nie było ludzi... czyli na cmentarz, tzw. Cmentarz Zasłużonych na Pęksowym Brzyzku. Miejsce jest niesamowite, bardziej przypomina galerię na wolnym powietrzu niż nekropolię.
Misiek zaznawszy mrozu kategorycznie odmówił wyjścia na zewnątrz i grał w "angry birds". Siedzieliśmy więc razem przeprowadzając się do kolejnego pokoju, po czym nastąpił armagedon i wysadziło coś przy piecu pozbawiając nas wody i ogrzewania. W ogóle to noclegi były jak święta wielkanocne, czyli ruchome, co sprzyjało integracji.
Do wieczora przyjechała: włoska para gejów z psem noszonym na ręku (ubranym we włochate coś jak mufka) oraz wycieczka z... Brazylii na narty. Ja nie wiem czy bym chciała jechać taki kawał świata aby zobaczyć Zakopane, Kraków i uparli się na Katowice.
Wieczorem woda wróciła. Wrócił też mąż, który zmarzł jak pierun (tak po góralsku) i narzekał na potworny ruch samochodowy, przy okazji wyśmiał zakopiańskie pomniki przyrody.
Swojej żonie zrobił zdjęcie skoczni oraz pomnik Tytusa Chałubińskiego i Jana Krzeptowskiego-Sabały.
W żadnym biurze podróży nie kupiłabym takiej zabawy jak tu, pomimo wszelkich trudności było SUPER!!!
W żadnym biurze podróży nie kupiłabym takiej zabawy jak tu, pomimo wszelkich trudności było SUPER!!!
Tradycyjna wieczorna kolejka do kolejki na Gubałówce.
A bladym świtem (zanim inni wpadną na ten pomysł) zebraliśmy się i wyjechaliśmy z Zakopanego, wybraliśmy boczne drogi, bardzo boczne i pierwszy korek dopadł nas na A4 we Wrocławiu.
Wniosek:
1.Nigdy więcej Zakopanego w trakcie weekendów,świąt i ferii.
2.Trzeba się cieplej ubrać.
3.Wziąć więcej pieniędzy.
4.I wódki.